Skąd ona się wzięła na tym lotnisku?
Okej, zdaje się, że faktycznie przeprowadziła się na stałe do Montevideo, przynajmniej takie strzępki informacji uzyskał przy okazji którejś wizyty w domu, ale jakim cudem wypatrzył ją wśród tylu ludzi? Przypadek. Absolutny przypadek.
Tylko że on nie wierzył w przypadki. A przynajmniej nie w to, że nic nie zmieniały. Zmieniały sporo, bo od trzech dni nie myślał o niczym innym jak o Celeste.
Postanowił, że zostanie w Salto trochę dłużej, choć początkowo miał zamiar po tygodniu polecieć do Włoch, odwiedzić dzieci. Ale złapała go jakaś nostalgia. Chęć powrotu do dzieciństwa.
Chyba się starzał.
Pierwszy dzień spędził praktycznie cały w kuchni, zjadając wszystko, co mama podstawiała mu pod nos, a następne dwa na rybach z ojcem. Tego potrzebował. Totalnego wyciszenia po tym miesięcznym szaleństwie. Pięknym i absolutnie wyjątkowym, którego nie chciałby się wyrzec za żadne skarby świata, ale równocześnie nieco wyczerpującym. Przede wszystkim psychicznie. Jego bracia i siostry obiecali wpaść do domu rodzinnego jeszcze w tym tygodniu i w ogóle miało być jak dawniej.
I może dlatego postanowił jednak odwiedzić to jedno jedyne takie miejsce na całym świecie. Zbierał się do tego od dziesięciu lat, ale zawsze wydawało mu się, że lepiej nie ruszać wspomnień. Zresztą dalej tak uważał, ale po tym jak zobaczył Celeste na lotnisku, nie mógł już dużej wytrzymać.
Niewiele się zmieniło. Może leśna ścieżka zarosła trochę bardziej, a kamienny murek nieco się ukruszył, ale to było wciąż to samo magiczne miejsce. Aż coś go zabolało. Podszedł bliżej. Ławka przed domem, ta ławka, na której siedzieli, kiedy pierwszy raz się całowali, wciąż stała na swoim miejscu. Czas się tu zatrzymał. Edi westchnął i spojrzał w niebo.
I wtedy z domu wyszła Celeste.
Co było doskonałym dowodem na potwierdzenie tezy o wstrzymanym czasie.
Wcięło ich całkowicie. Oboje. Stali nieruchomo i wpatrywali się w siebie nawet nie mrugając.
- Co... ty tu... robisz? - wydusiła w końcu Celeste.
- Przyszedłem... tak po prostu - odpowiedział, bo nie miał zielonego pojęcia jak inaczej miałby jej to wytłumaczyć.
- Nigdy nie przychodziłeś - powiedziała cicho. - To znaczy nigdy od kiedy... - urwała.
Zapadła cisza. Wciąż stali niemal na baczność naprzeciwko siebie. Celeste uciekała wzrokiem, ale Edinson nie mógł od niej oderwać oczu. Była taka piękna. Piękniejsza niż kiedyś. Wtedy była po prostu śliczną dziewczyną, teraz wspaniałą kobietą.
- Usiądziemy? - zaproponował.
- Po co? - odpowiedziała niemal natychmiast. - Idę do domu.
- Odprowadzę cię.
- Nie trzeba. Edi, nie mamy już osiemnastu lat.
- Tak, wiem... Myślałem po prostu...
- Źle myślałeś. Przepraszam, spieszę się.
- Jasne. Rozumiem.
- Nic nie rozumiesz - powiedziała tylko i wyminęła go.
Jednak czas nie stanął w miejscu.
Zaskoczył ją totalnie. Przez te wszystkie lata przyjeżdżał do domu co najmniej kilka razy w roku, ale nigdy nie przychodził do ich domku. Jakby zapomniał. Albo jakby udawał, że zapomniał. W każdym razie wypadał bardzo przekonująco. Aż do teraz.
Choć w zasadzie... nie mogła mieć pewności. Od kiedy mieszkała w Montevideo, coraz rzadziej przyjeżdżała do domu. Zwłaszcza w wakacje dokładnie sprawdzała, kiedy startuje najpierw liga włoska, a od pewnego czasu francuska, żeby na pewno nie przyjechać do Salto w tym samym czasie, co Edi. Tylko w tym roku wyszło inaczej. Przez ten cholerny ślub.
- Celeste, chodź wreszcie robić te paznokcie!
Oho, Natalia zaczynała się denerwować. Nic dziwnego. Szykował się totalny armagedon. Ale jak się zaprasza dwieście osób, w tym około trzydzieści ma zamiar przenocować w domu, a w zasadzie w stodole, w namiotach i u sąsiadów, to można złapać lekki stresik. Les też kiedyś marzyła o takim weselu. Dawno temu, kiedy była jeszcze młoda i głupia. Teraz na pewno nie porywałaby się na coś takiego.
Jakie szczęście, że nie miała takich problemów.
- Już kończę, czekaj!
Umyła ostatnie dwa talerze, zakręciła kran i wytarła ręce. Zza okna dobiegały głosy dzieciaków grających na ulicy w piłkę. Westchnęła. Te kilkanaście lat temu Edi z kolegami też wieczorami popisywali się swoimi umiejętnościami, a ona z innymi dziewczynami wzdychały do tych niedorostków, którym wydawało się, że zawojują świat. Z tym, że akurat Edi naprawdę zawojował. Ale dla niej nie był to żaden powód do radości.
Weszła do salonu i usiadła na krześle naprzeciw Natalii.
- Który w końcu chcesz wzór?
Celeste miała ochotę machnąć ręką i powiedzieć wszystko jedno, ale zdążyła ugryźć się w język.
- Ten granatowy. No wiesz, ze srebrnym dodatkiem.
- Wiedziałam, że go wybierzesz! Co ty masz z tym niebieskim?
- Nie wiem, czy zauważyłaś, ale będzie mi pasować do sukienki.
- No właśnie! - Natalia wycelowała w nią palcem. - Sukienka też jest niebieska.
- Granatowa, ty daltonistko.
- Okej, to wciąż odcień niebieskiego.
Les się poddała. Co miała powiedzieć? Lubiła ten kolor i już. Pasował do jej oczu, a Edi zawsze się nimi zachwycał.
Uch... Koniec. Musiała przestać o nim wreszcie myśleć.
- Dobrze, na następne wesele kupię sobie czerwoną sukienkę, zadowolona?
- Spokojnie, przecież cię nie atakuję, po prostu się zastanawiam. Daj te ręce.
Celeste usiadła wygodniej na krześle i wyciągnęła prawą dłoń.
- Cholera, to potrwa, mogłam sobie zrobić coś do picia.
- Nie narzekaj. Wytrzymasz. O! - przypomniała sobie Natalia. - Wiesz, kogo dziś spotkałam w sklepie?
- Boże, no przecież mogłaś spotkać każdego...
- Co ty dziś jesteś taka marudna? Spotkałam Cavaniego. Ej, nie ruszaj ręką!
Świetnie jej wyszło niemyślenie o nim.
- Tak? I co?
- Porozmawialiśmy chwilę. Pytał, co u ciebie słychać.
Les odchrząknęła.
- Co mu powiedziałaś?
- Że dobrze ci się pracuje w stolicy, że teraz przyjechałaś do domu, bo będziesz świadkiem na moim ślubie. Takie tam. Pogratulował mi i jakoś tak wyszło, że go zaprosiłam...
- Nat!
- Oj, no co? Zawsze go lubiłam. Szkoda, że zerwaliście. Właściwie nie wiem, czy będzie go gdzie posadzić, ale najwyżej się dostawi jakieś krzesło. A może ktoś po prostu nie przyjedzie i po problemie.
- Natalia, opanuj się, ty zaprosiłaś już zdecydowanie za dużo gości.
- I co z tego? - dziewczyna wzruszyła ramionami. - Ślub bierze się raz w życiu.
- W optymistycznej wersji.
- Co mi chcesz przez to powiedzieć? - Natalia wyglądała na urażoną. - Naprawdę aż tak cię boli, że jestem szczęśliwa?
- Nie, nie, przepraszam - Celeste pokręciła głową. - Naprawdę nie wiem, co we mnie dziś wstąpiło. Przepraszam. Masz rację - westchnęła. - Ślub bierze się raz w życiu, więc można zaszaleć. W każdej kwestii. Jedna osoba więcej to nie problem.
- Mam nadzieję, że naprawdę tak myślisz - Natalia rozpromieniła się nieco. - A nie tylko tak mówisz.
- Naprawdę. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. Po prostu chyba trochę się tym wszystkim stresuję.
- Szczerze mówiąc - Natalia wzięła głęboki oddech - ja też się stresuję. Coraz bardziej.
Celeste spojrzała na nią poważnym wzrokiem.
- Zastanów się, co jest w tym wszystkim dla ciebie najważniejsze.
- Diego - rzuciła Natalia bez wahania.
- Prawidłowa odpowiedź - uśmiechnęła się Les. - Dlatego nie masz się czym stresować. Cała reszta to tylko dodatek do niego.
Zawsze lubił siostrę Celeste. Traktował ją oczywiście jak kompletnego dzieciaka, bo kiedy zaczął spotykać się z Les, Natalia miała dziesięć lat. Ale już wtedy wydawała mu się stosunkowo niedenerwująca, co raczej nie było regułą w przypadku dziesięciolatków. Faktycznie ucieszył się, kiedy spotkał ją w sklepie. Ta mała gaduła mogła mu udzielić jakichś informacji dotyczących życia Les. Kogo innego miałby o to pytać? Jej rodziców, którzy prawdopodobnie wciąż uważali, że zachował się jak ostatni drań? Natalia była wtedy za mała, by zrozumieć, co się wydarzyło, ale dzięki temu pozostała wolna od uprzedzeń. I wciąż rozmawiała z nim jak przed kilkunastu laty. Z tą nieznaczną nutą podziwu i dużą dawką sympatii. Bardzo go to cieszyło. Stanowiło ogromny kontrast wobec tego, co spotkało go wczoraj ze strony Celeste.
Nigdy wcześniej nie była taka dumna. Domyślał się, co się za tym kryło. Zaskoczenie. Żal. Gniew. Poczucie krzywdy. Może tęsknota. Gorzka mieszanka. I to była jego wina. Może nie w pełni, ale w znacznej części.
Natalia zdradziła mu, że Les wciąż uczyła w szkole. Chociaż to jedno marzenie udało się jej spełnić. To przerażające, jak zupełnie nic nie wiedział o jej życiu. Jedenastoletnia wyrwa sprawiała, że była teraz dla niego niemalże obcą osobą. Dlaczego więc aż tak za nią tęsknił? Przecież wydawało mu się, że to już za nim. Że przestała go obchodzić. Tworzył kolejne nieudane związki, ale to, że ciągle mu nie wychodziło, nie miało już nic wspólnego z Les. Ich ścieżki rozeszły się dawno temu.
A jednak od momentu, kiedy Natalia zaprosiła go na swój ślub, czuł silną potrzebę, żeby z tego zaproszenia skorzystać. Zobaczyć się z Celeste. Porozmawiać. Wiedział, że nie powinien. Wiedział, że Les połączenie słów ślub i Cavani w jednym zdaniu mogło przyprawiać o odruch wymiotny. Wiedział o tym wszystkim aż za dobrze. A jednak nie mógł przegapić takiej okazji.
Być może gdyby przyszedł do niej do domu, poprosił o rozmowę, nie wyrzuciłaby go od razu. Ale narzucałby się. Mieli tam na pewno ogromne przedślubne zamieszanie.
A może raczej pokazałby, że mu zależy?
Bo tego, że mu zależy, był znów pewien.
I nieprawdopodobnie go to przerażało.
Lipiec 2005
Łańcuszek był piękny, srebrny, miał zawieszkę z błękitnym kamieniem i kosztował zdecydowanie więcej niż było na to stać Ediego. Nie zważał na to, Celeste zasługiwała na wszystko, co najlepsze. Zwłaszcza w swoje osiemnaste urodziny. Zapożyczył się u kilku kolegów i bez wahania wydał kwotę, za którą spokojnie mógłby sobie kupić ze dwie pary nowych butów do piłki. Zapakował pudełeczko w jakiś papier w kwiatki, namęczył się nad zawiązaniem kokardki, ale ostatecznie prezentowało się to chyba całkiem znośnie.
Umówili się tam, gdzie zawsze. Złościła się, kiedy przychodził po nią do domu, bo jej tata zawsze się z niego podśmiechiwał. Nie jakoś złośliwie, po prostu pobłażliwie. A ona tego bardzo, bardzo nie lubiła. Spokojnie, jeszcze wszystkim udowodni, że na nią zasługuje.
Już na niego czekała. Jak zwykle. Była bardzo punktualna. Do tego stopnia, że zawsze wszędzie pojawiała się piętnaście minut przed czasem. Mówiła, że lubi tak posiedzieć, poczekać i pomyśleć. Wyglądała tak ślicznie, kiedy rozmarzona spoglądała w niebo i lekko się uśmiechała. Jakby była absolutnie szczęśliwa. A przecież życie tutaj nie było bajką. To tylko oni we dwoje tworzyli własną bajkę, która mogła mieć tylko jedno zakończenie: i żyli długo i szczęśliwie. Bez martwienia się o to, czy będzie w co się ubrać i co zjeść, z wyjściami do kina, ilekroć przyjdzie im na to ochota i z pięknym domem. Najlepiej z basenem.
Łatwo się marzy, kiedy ma się osiemnaście lat.
Chciał podejść do Celeste niezauważony, ale oczywiście musiał nadepnąć na jakąś gałązkę. Całe szczęście, że z piłką przy nodze poruszał się zgrabniej. Uśmiechnęła się na jego widok, przygryzając dolną wargę.
- ¡Hola! Jak zawsze się spóźniłeś.
- Nieprawda! To ty jak zawsze jesteś za wcześnie.
- Tak? Udowodnij mi to.
Oczywiście żadne z nich nie było w stanie tego zrobić, bo żadne nie posiadało zegarka. Ale przecież nie o to chodziło. To właśnie te głupie rozmowy o niczym sprawiały, że tak lubił z nią spędzać czas.
Uśmiechnął się i przykucnął przy niej.
- Wszystkiego najlepszego, moja dorosła dziewczyno - nachylił się i pocałował ją, po czym położył jej na kolanie pudełeczko.
- Co to jest? - zadała klasyczne pytanie.
- Otwórz, to się dowiesz - odpowiedział równie klasycznie.
Powoli, dokładnie rozwiązała supełek i odwinęła każde zagięcie papieru, a później otworzyła pudełeczko. I aż zachłysnęła się z zachwytu.
- Edi... To... to jest... To jest piękne. I na pewno okropnie drogie.
- E tam - machnął ręką. - Co ty wiesz o pieniądzach, przecież żadnych nie masz.
Roześmiała się.
- Ale ty jesteś głupi - pogłaskała go po policzku i szybko zamrugała kilka razy. - Gdzie ja to będę nosić?
- Na randki ze mną - uśmiechnął się.
- Te tutaj?
- Na razie tutaj. A kiedyś w eleganckich restauracjach.
- Okej, niech ci będzie - pocałowała go. - Jesteś najwspanialszy, wiesz?
- Na takie podziękowania liczyłem.
- A gdybyśmy... - Celeste wzięła głębszy oddech, patrząc na niego szeroko otwartymi oczami.
- Tak?
Uśmiechnęła się po raz kolejny i pocałowała go zachłannie. Przesunęła dłonie w stronę zamka jego jeansów. Wiedział, do czego dążyła. Musiał przyznać, że przeszło mu to przez myśl już nie raz, ale przecież nie zrobiłby nic, dopóki nie był pewien, że jest gotowa.
- Les - oderwał na chwilę usta od jej ust. - Na pewno?
- Tak myślę.
- A jeśli coś... nie wyjdzie tak jak powinno?
- Edi - spojrzała na niego z czułością. - Kocham cię najmocniej na świecie. Wszystko będzie idealnie.
Miała rację. Było idealnie. Bo z nią.
__________
I co sądzicie o tym rozdziale? Jakieś pomysły na to, dlaczego się rozstali?
Och, tak bardzo czekałam na ten rozdział, ale umknął mi jeden dzień z życia i bardzo zdziwiłam się, że dodałaś rozdział wczoraj;)
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem, to nie mam pojęcia dlaczego się rozstali. Jak na razie za mało informacji. Czekam na ciąg dalszy.
Jestem (najgorszym czytelnikiem świata!). Obiecałam sobie nie zaniedbywać tego opowiadania, a oczywiście przybywam tutaj z potwornym opóźnieniem i jeszcze jak zwykle z brakiem sił i słów, żeby odpowiednio i należycie je skomentować. No ale spróbuję napisać cokolwiek.
OdpowiedzUsuńZacznijmy od tego, że początek pierwszego rozdziału rozwalił mnie na łopatki i naprawdę to było takie... ehhhh... prawdziwe. Samotność (i to wcale nie z wyboru) zawsze jest smutna i uciążliwa, ale w tym wieku jest to chyba najgorsze, bo juz nikt nie powie 'jesteś młoda, masz czas', ani nie masz świadomości, że przecież przeżyło się większośc życia z tym wyjątkowym kimś. Jak w tym wieku jest sie samym, to wszyscy zaczynają myśleć i mówić, że to z tobą jest coś nie tak i człowiek zaczyna w to wierzyć, przez co zazwyczaj jest jeszcze gorzej otworzyć się na ludzi. Dlatego jak czytałam tę częśc, to tak niesamowicie rozumiałam Celeste a jednocześnie łamało mi się serducho :(
No ale coż, takie życie, a Celeste zapracowana, prawie niemająca czasu na myślenia, a jednak na szukanie informacji o Cavanim i jego kontuzji to czas jakoś znalazła :P No dobra, w sumie to jej się nie dziwię i to z pominięciem znajomosci tej dwójki oraz uczuć, których się w każdym słowie i zachowaniu bohaterów będziemy chętnie doszukiwać. Chodzi mi o taką czysto kibicowską stronę, bo obstawiam, że ja nawet gdybym szykowała własny ślub (tzn na pewno nie wpadłabym na tak kretyński pomysł robienia wesela w trakcie MŚ czy ME) to i tak bym znalazła czas na śledzenie ważnych sportowych wydarzeń. Nawet w trakcie przysięgi małżeńskiej :P A ponieważ Ameryka Południowa ponoć jest jeszcze bardziej walnięta na punkcie nożnej niż Europa, to ani troszeczkę się nie dziwię, że Urugwaj żył tym co się dzieje z drużyną i kontuzją Ediego.
No i ta część o kontuzji oraz powrocie do domu po odpadnięciu z turnieju jego oczami. Brak mi słów. Pięknie opisane coś tak smutnego. Z jednej strony świadomość, że marzenia są w zasięgu ręki, że naprawdę można tego dokonać, a później nagle bum, zostaje jedynie bezradność, bo kontuzjowany zawodnik nie może pomóc drużynie, moze tylko siedzieć i patrzeć jak to marzenie ucieka. Być może na zawsze. Czas wrócić do domu.
No i mamy ten powrót, 'spotkanie' na lotnisku. On, który dostrzega jej oczy pośród witającego ich tłumu oraz morza niebieskich flag. Uważam, że to jest chyba coś najbardziej niesamowitego i romantycznego. Może w mojej głowie to sie trochę przerysowało, bo chciałam tego mega romantyzmu, tego że w tłumie ludzi widzi się tylko jedną, tę wyjątkową osobę. Wszystko inne po prostu znika. On tak dostrzegł te oczy, nagle cały tłum wiwatujących i cieszących się kibiców stało się tylko tłem. Niebieskie tło da tych pięknych, niebieskich oczu Celeste. Awwwww rozpłynęłam się.
To że ona dostrzega jego jest mniej niezwykłym, w końcu to ona jest tłumem, on kimś oczekiwanym, ale znacznie ważniejszym jest to, że ujrzenie go budzi w niej te wszystkie wspomnienia. Ich wspólne wspomnienia.
Co do wspomnienia powiem chyba tyle, że uwielbiam jak opisujesz nastolatków. Są tacy prawdziwi. Tacy zwyczajni i nie sposób ich nie lubić (no chyba ze są Sjoenem :P) ale zarówno Celeste jak i Edi są tak kochani w tym wspomnieniu, że po prostu czlowiek ich uwielbia i życzy im, aby zawsze tak było, żeby zawsze byli właśnie tacy.
No ale jak wspominałam na początku, życie bywa wredne, więc wracamy do współczesności, czyli idę do rozdziału 2.
Zgadzam się z Edim, tzn zgadzam się w tym, że przypadki zmieniają coś w naszym życiu. Nie zawsze, ale dość często. (A w ff praktycznie zawsze :P) W każdym razie tutaj to 'spotkanie' na lotnisku zmieniło bardzo dużo. Przywołało przeszłość, obudziło wspomnienia. Czy gdyby jej nie zobaczył, to wszystko potoczyłoby sie inaczej? Myśle że wtedy mógłby zdarzyć się inny przypadek i wpadliby na siebie zaraz po tym, jak przyjechał w rodzinne strony. Może to przywołanie wspomnień po prostu było im pisane.
UsuńNo i w końcu naprawdę się spotkali. Tylko że to spotkanie nie było ani troszeczkę miłe. To że sie rozstali, to w sumie było wiadome od prologu, ale przeciez wiemy, że on od wielu lat mieszka w Europie, ona została w Urugwaju, czyli mogli sie po prostu rozstać ze względu na jego karierę. Teraz już mi sie tak nie wydaje. Teraz czuję, że stało sie coś wiecej, coś co zraniło dziewczynę i całkowicie odcięło ich od siebie. No i w tle przeplatają sie dzieci. Czy tylko dlatego, ze chcesz trzymać się realiów (w sumie to nie wiem, jak on tam personalnie ma poukładane życie), czy jednak dzieci i ich mama (odniosłam wrażenie że on już z tą mamą nie jest) będą mieć jakieś duże znaczenie i mogą mieć jakiś wpływ na to rozstanie. No ale to takie zgadywanie, chyba więc poczekam na więcej konkretów.
Podobała mi się rozmowa sióstr. To jak wplatasz ten niebieski, to jak pokazujesz róznice miedzy szaloną Natalią a poukładaną Celesta, a zarazem widać między nimi więź. No i przede wszystkim Natalia wydaje się tutaj być takim duszkiem, który może chcieć namieszać w znajomości tej dwójki. Zaczęło się od zaproszenia go na ślub, a z jego części wiemy, że z najbliższych Celeste tylko ona może być jego sprzymierzeńcem. Ciekawe czy przyszła panna młoda zamierza sie tutaj zabawić w jakiegoś amorka czy swatkę.
Ok przemyślenia Ediego potwierdzają moje wcześniejsze gdybania (kurcze, czytałam to już wcześniej, a jakoś wcale nie byłam tego pewna). Celeste i Edi nie rozstali się w zgodzie. On ją zranił, zrobił coś takiego, że całkowicie zniszczył jakiekolwiek łączące ich relacje. Nie mieli ze soba nic wspólnego od 11 lat... czyli jak dobrze kojarze, jednak od czasu, kiedy przeprowadził się do Włoch. Także wielka kariera i Europa mogą mieć tu jakieś znaczenie, ale zdecydowanie za małe, żeby aż tak ją zranić i tak zniszczyć ich znajomość. Plus 'kolejne nieudane związki' potwierdzają, że nie jest z mamą swoich dzieci.
Zastanawiają mnie też wstawki o ślubie w kontekście Cele. Jakby... oni planowali ślub, do którego z jego winy nie doszło.
No i na koniec wspomnienie, którego ak zawsze nie umiem skomentować. Po prostu się zachwycam, bo te wspomnienia są takie uroczo beztroskie i bajkowe. Oni naprawdę mieli swoją bajkę, która była ich miłość. Czy naiwna? Patrząc na to, co teraz się z nimi dzieje chyba tak, ale kto zakochany myśli, że wszystko się rypnie i będzie cierpieć? Szczególnie kiedy ma 18 lat. To chyba po prostu urok tego wieku i miłości. Dlatego bardzo mi się podoba jak przeplatasz teraźniejszość wspomnieniami, jak kontrastujesz brutalność dorosłości, bajeczną wizją młodzieńczej miłości. Szczególnie, że gdzieś tam w tej teraźniejszości widać, że ta młodzieńcza naiwność nie była wcale taka naiwna, bo oni wciąż są dla siebie ważni. Wciaż nie mogą o sobie zapomnieć i mozliwe, że gdzieś w głebi nich ta miłosna bajka nigdy się nie skończyła.
Podsumowujac, uwielbiam tę historię i czekam na wiecej <3
Tak poleciało mi dzisiaj 'when we were young'. A jest to piosenka, która wyjątkowo mnie tyra i doprowadza do łez. Więc pomyślałam sobie, że zajmę się jedyną chyba pozytywną rzeczą, która mi się z nią kojarzy i zacznę Ci pisać komentarz. I to się idealnie komponuje. Jesienny smutek, Adele, twoje piękne wnioski o młodości i to niebieskie tło. W tym błękicie jest dużo smutku, jakby był trochę wyblakły. Ale jest w nim też nadzieja. Tak jak w tej piosence. Dobra, bo bredzę tak, że zaraz tego nie opublikuję. Chyba już moje komentarze na tematy szczurzowiewiórcze są bardziej na temat. Do rzeczy.
OdpowiedzUsuńWiadomo, że chciała go zobaczyć. Można sobie gdybać (a głównie on może) o przypadkach, ale... Gdyby nie była gotowa nie poszłaby przywitać drużyny. Nie poszłaby też jej przywitać dla innych członków, jego ignorując (chyba, że na pokaz). Więc... Chciała tego spojrzenia w tłumie, pewno totalnie podświadomie, ale podświadomość ma wielką moc. A że on ją wypatrzył? Przypadek. Choć zdaje mi się, iż taki... Typowy w swoim pechu. Miłosnym pechu. Często tak jest, że gapimy się w dużej grupie na tą jedną jedyną osobę i kurde akurat ona to zauważa. I fakt. Przypadki nami rządzą. W gruncie rzeczy mało co dzieje się stuprocentowo zgodnie z planem. Zawsze wyskoczy jakiś durny drobiazg. I po latach właśnie ten drobiazg będziemy pamiętać.
Uderzyło go to spotkanie. Mimo, że nie widzieli się... 11 lat? Przynajmniej nie widzę tu wspomnień o czymkolwiek pomiędzy. Choć... Mamy te strzępki informacji, które o niej uzyskiwał. Co mogłoby wskazywać, że nie była w jego domu jakimś tematem tabu i wszyscy nie ściszali dyplomatycznie głosu, gdy tylko znajdował się w pobliżu. To po pierwsze. A po drugie? Wyraz STRZĘPKI świadczy, że sam pytał bardzo dyskretnie tak niby od niechcenia. W sumie dość typowe. Często tak mamy, że gadamy raz czy dwa do roku z dawnymi znajomymi z czasów związku z byłą połówką tylko po to, aby zupełnie od niechcenia rzucić jakieś 'co tam u niego/u niej'. Ale to potwierdza tezę, którą już chyba stawiałam pod poprzednim rozdziałem. Ich rozstanie nie było żadnym lokalnym skandalem, którego strach rozdmuchać. Ani nie było związane z żadną tragedią. Wtedy raczej nikt nie wspominałby o nim przy stole.
Pojechał odwiedzić dzieci? We Włoszech. Pomogłam sobie wujkiem google (może nie powinnam szukać tych piłkarskich rzeczy, bo pan J śnił mi się ostatnio TRZY razy, na boku za każdym razem w jakimś powiązaniu z kuchnią, ale już nie narzekam :P) i on już nie gra we Włoszech (w sensie Edi, pan J nigdy nie grał we Włoszech :P), tylko we Francji. W dodatku ta forma 'odwiedzić' raczej nie pasuje do kogoś z kim się mieszka. Co świadczy o tym, że niepowodzenie z Celeste nie było jego jedynym zawrotem miłosnym i potem stało się coś dużo bardziej boleśniejszego, bo ucierpiały dzieciaki. Choć może wszystko jest powiązane? W końcu mówi się, że ktoś kto raz czegoś nie poskłada do kupy w życiu uczuciowym, zawsze już będzie miał problemy. Takie zakażenie od środka rany. W dodatku teraz chyba też nie jest w jakimś szczęśliwym związku. Albo został singlem, albo ma kogoś o kim zbyt szczególnie nie myśli, bo żadna kobieta się w tych jego myślach i planach na najbliższy czas nie pojawia. Są tylko rodzice, rodzeństwo i dzieci (liczba mnoga świadczy, że niepochodzące z żadnej przygody na jedną noc). No i... Są myśli o Cel.
Tak. To chyba objaw starzenia, choć nie trzeba mieć niestety za dużo na karku, aby go poczuć. W każdym razie czasem nagle łapie nas melancholia. I lubimy sobie wyobrażać cofanie się do czasów, w których było pięknie. Do beztroski i braku poważnych problemów. Nawet gdy to wiąże się z ryzykiem rozdrapania ran.
Przypadki są paradoksalne. Jak już zaczną nas nawiedzać to jeden po drugim. Bo zebrał się żeby pójść tam po wielu latach. I liczył że będzie identycznie. Ale chyba nie aż tak. Chyba nie liczył, że spotka Celeste. Albo raczej z pewnością. To miała być chwila zadumy nad życiem jedynie w towarzystwie własnego cienia. I nieba. Dodajmy, że nieba, które jest niebieskie, bo w tej historii to banał dość istotny.
UsuńZnowu na nią wpadł. Ze swojej strony niechcący. Ciekawe jak z jej perspektywy. Wyszła przed dom wieszać pranie lub po prostu się przejść? Czy też zobaczyła go i celowo ośmieliła się na rozmowę?
Swoją drogą... Ten opis niezmienionego miejsca świadczy co nieco o jej charakterze. Bo ja tam na przykład wolę trzymać się z dala od miejsca pierwszego pocałunku i wydaje mi się, że trochę osób też tak ma. A ona nic nie zmieniła. Choć to teren jej rodziny i mogłaby bezkarnie rozwalić tą ławeczkę, podpalić albo wyciąć drzewka. Może przesadzam, ale w furii po rozstaniu robi się różne rzeczy. Cel wybrała chyba najlepszą drogę... Po prostu pójście do przodu. Tylko czy to znaczy, że przeszłość została zamknięta na amen? I... Tak teraz sobie wróciłam do poprzedniego rozdziału i myśli o samotności w kontekście ślubu siostry. Nie tylko o jego życiu uczuciowym mało nam mówisz. O jej też. A w zasadzie jeszcze mniej, bo nic. Miała kogoś po nim? Próbowała ułożyć sobie te sprawy? Czy aż tak dosłownie zajęła się pracą, że nie znalazła na to czasu? Dość istotna kwestia, patrząc ile czasu minęło. Dziesięć lat – właśnie tych w życiu człowieka, w których większość z nas poznaje osobę, z którą potem stanie przed ołtarzem.
Czas nie stanął w miejscu? A coś Ty sobie chłopie myślał. Czas staje niestety tylko w naszych sercach. Co koliduje z rzeczywistością. I generalnie wyjątkowo nie jest fajne. Tylko kogóż to obchodzi?
Dobra. Bo rozpisałam się nad wizerunkiem rozsądnej kobiety i rozstania z godnością. A tu pojawia się taki element 'lepiej zapobiegać niż leczyć. W sensie to upewnianie się, że nie przyjadą do domu w tym samym czasie. Jeszcze rozumiem, że robiła to tuż po rozstaniu. Ale przez tyle lat? Najchętniej nadal by nic nie zmieniała, gdyby Natalia nie zechciała akurat wyjść za mąż w środku lata.
'Już na szczęście nie miała takich problemów'. To tak akurat w kontekście rozważań nad jej dalszym życiem sercowym. Choć nadal nie pada odpowiedź, czy to JUŻ po Edim, czy było jakieś późniejsze JUŻ.
‘Ale dla niej, nie był to żaden powód do radości'. Czyżbyśmy mieli przyczynę ich rozstania? Wyjątkowo banalną przyczynę, po prostu jego karierę. Celeste wydaje się skromną cichą dziewczyną. Ale ambitną i ceniącą swoją osobowość. A kobiety piłkarzy... Cóż. Nie trzeba się znać na piłce, aby móc stwierdzić, iż media kreują je na wyjątkowe pustaki, które potrafią tylko wyginać ładne ciała u boku znanych sportowców. Więc pewno gdy któryś zada się z jakąś inteligentną, mająca swoją indywidualność dziewczyną to jest jej bardzo ciężko znieść przyklejenie tej łatki. Plus jeszcze dochodzą paparazzi robiący zdjęcia na ulicy czy na wakacjach. No nie każda to zniesie. Nawet z miłości. Więc wszystko można by wytłumaczyć. Gdyby nie tworzyło się tu pomiędzy wersami wrażenie, że to on ją zostawił. Więc może ten brak powodu do radości ma znaczyć, że sodówka uderzyła mu do głowy. No. Przypadkowe panienki na jedną noc, imprezki i te sprawy. Bo raczej gdyby po prostu znalazł inną, którą traktowałby na serio (matkę dzieci?) i dlatego ją opuścił to nie wiązałaby tak mocno zerwania i kariery. Typuję, że matka pojawiła się potem (jak już nieco wydoroślał?).
Choć gdyby mu odbiło, zaczął zdradzać Les i tak by się to skończyło... Jasne, Natalia była wtedy dzieckiem. Ale w późniejszych latach coś by musiało do niej dotrzeć. Żyją raczej w małym miasteczku, takie miasteczka lubią ploty, a gwiazda piłki jest idealnym tematem dla tych plot. Więc by co nieco usłyszała.
A jakoś nie wydaje mi się bezduszną osobą, która mając kupę gości tak sobie zaprosi faceta, który zniszczył jej siostrze młodzieńcze marzenia. Przynajmniej dla młodej ich rozstanie musiało być czymś 'tak zwyczajnie'. Bez szukania winnych.
UsuńBo już jej rodzice mają na ten temat inne zdanie. Ale też jest to powiedziane w taki sposób, żeby nie dało się ocenić czy słusznie. 'Prawdopodobnie wciąż uważali, że zachował się jak ostatni drań'. Może się zachował? A może tylko ona im tak powiedziała? Albo sami sobie to wymyślili? W każdym razie Edi bierze na klatę część winy. Większość. Ale jednak z jakiegoś powodu nie całość. A gdyby mu odwaliło w wielkim świecie i kompletnie wyleciało z głowy, że w małym miasteczku ma kochającą dziewczynę to raczej cała wina byłaby jego. CALUTKA. Więc zdecydowanie śledztwo staje mi tu w ślepym zaułku.
'Tworzył kolejne nieudane związki, ale to, że ciągle mu nie wychodziło, nie miało już nic wspólnego z Les. Ich ścieżki rozeszły się dawno temu.’ Ooo, o tym pisałam powyżej. I jeszcze raz powtórzę, że nie zgadzam się z tą teorią. Tak jak wcześniej połamaną kość łatwiej jest uszkodzić, niż taką, która nigdy nie doznała kontuzji, tak człowiek z niepozamykanymi ranami w sercu dużo łatwiej niż inny znów wpakuje się w coś debilnego. Bo będzie szukał odskoczni. Bez zastanowienia czy czasu na refleksję. Po prostu byle zapomnieć. I tak w kółko.
Pytanie czy lepsza jest owa żałosna strategia czy ta druga. Równie żałosna i zabraniająca dopuścić do siebie kogokolwiek. Ale to już nie temat tego komentarza raczej xD
No i jest jeszcze to zdanie, które jakoś nie bardzo potrafię wpasować w cały obraz. To o ŚLUBIE. No bo kurde niby czyim? Chyba byli za młodzi. Traktowali tą miłość jako piękną bajkę, a nie coś statecznego. A zwykle z pierścionkiem wyskakuje się właśnie gdy myśli się już właśnie o stabilizacji, nie o młodzieńczym szaleństwie.
Z drugiej strony gdyby miało chodzić o jego ślub z kimś innym, to raczej nie mogłaby mieć z nim jakiegoś związku. Bo jest wyraźnie powiedziane, że nie widzieli się od rozstania. Więc co cholerka? Hajtnął się z kimś kogo znała? Albo zrobił jej coś przez co się rozeszli akurat na jakimś weselu? Kombinuję na siłę, bo totalnie nie umiem tego uporządkować. Ale to sztuka dobrego pisania. Zamieszać wszystko jednym zdaniem.
A o scenie z przeszłości nie będę pisać bo zbyt bym już popłynęła w filozofowanie. Wiedz tylko, że wyszła Ci idealnie. Naprawdę młodość to paradoks. Ślepa wiara, że nasze zakończenie będzie inne niż 99% nastoletnich zakończeń
Czy on chce ją... Odzyskać?
No nic. Obawiam się, że już wzmianki o snach z panem J i blaszką do sernika (i sernikiem), mają większy sens i są bardziej na temat niż sedno tego komentarza. Nie potrafię też wyjaśnić jakim cudem wyszedł taki długi, jak akurat tu zawsze trzymałam się względnie przyzwoitej długości. No ale liczę, że mi wspaniałomyślnie wybaczysz ;)
Buziak Kochana. Piszesz cudownie❤️❤️❤️