Przygotowania do ślubu szły pełną parą. Właściwie pozostały już do załatwienia jakieś drobnostki, ale tym bardziej wszyscy coraz mocniej się angażowali, bo wyczekiwany dzień zbliżał się wielkimi krokami.
Celeste też brała udział w całym tym zamieszaniu. Musiała.
Jako siostra panny młodej oraz jej druhna, po prostu nie mogła trzymać się na
uboczu. Choć wcale, ale to wcale nie miała ochoty jeździć za kwiatami,
ciastami, fryzjerem czy makijażystką. Jeszcze trzy tygodnie i skończy
się ta szopka. Będzie mogła w spokoju być sobie starą panną, siostrą o
sześć lat młodszej mężatki. Tak, to bolało. Przyjemnie żyło się w czasach, w
których to określenie wyszło z użycia, zastąpione przez znacznie
wygodniejsze singielka, ale istota rzeczy się nie zmieniała.
Absolutnie nie uważała, że przeznaczeniem każdej kobiety jest bycie żoną i
matką, podziwiała kobiety szeroko pojętego sukcesu, ale równocześnie zdawała
sobie sprawę, że sama wcale o tym nie marzy.
A zegar tykał. Kończyła dziś
trzydzieści jeden lat. Rok temu było gorzej, okrągłe rocznice są bardziej
uroczyste, trudniej się na nie przymyka oko. Dzisiejszy dzień jakoś przetrwała.
Nie miała dużo czasu na myślenie, bo Natalia poprosiła ją o pomoc przy kilku
sprawach - Celeste do tej pory nie zdawała sobie sprawy jak bardzo
skomplikowane jest zorganizowanie wesela na dwieście osób - a wieczorem po
prostu nie miała już na nic siły. Otworzyła wino i zaczęła szukać informacji o
kontuzji Edinsona. Nie, żeby ją to jakoś bardzo interesowało z prywatnej
strony. Po prostu bez niego szanse Urugwaju w ćwierćfinale z Francją
drastycznie malały. To on strzelił Portugalii dwa gole, dzięki czemu serce
Celeste znów mocniej zabiło. Dla Urugwajczyków piłka nożna to było coś więcej
niż sport. A Cavani - ktoś więcej niż zwykły piłkarz.
Czuł, że był w bardzo dobrej
formie, może nawet w najlepszej w życiu. To była okazja jedna na milion.
Francja była bardzo mocna, ale do pokonania. Chciał przywieźć stąd medal.
Chciał, by ludzie w Urugwaju mogli być dumni ze swojej reprezentacji.
No. I kontuzja nie pozwoliła mu
zagrać. A przecież to nawet nie było nic poważnego. Tydzień i po sprawie. Miał
świadomość tego, że w trakcie sezonu ligowego nikt nie zwróciłby uwagi na taki
uraz, natomiast na Mundialu urastał on niemal do rangi urwania nogi.
Odpadli z turnieju, a on mógł tylko
siedzieć z boku i biernie przyglądać się jak marzenia jego i całego kraju
ktoś po prostu rozdeptuje. Bo takie były zasady. I na nikogo nie można było się
obrażać ani zrzucać winy. Byli słabsi, więc przegrali. Proste. Nie było do
czego dorabiać filozofii. Choć to nie znaczyło, że potrafił nad tym przejść do
porządku dziennego. Nie tak szybko.
Już nie raz w swojej karierze
przegrał. Właściwie przytrafiało mu się to znacznie częściej niż wygranie
czegoś dużego, ale żadne niepowodzenia klubowe nie bolały tak jak te z
reprezentacją. Za każdym razem miał wrażenie, że taka szansa już się nie
powtórzy. I tym razem rzeczywiście tak mogło być. Bo kto wie czy za cztery lata
wciąż będzie jeszcze grać w piłkę. Było to raczej mało prawdopodobne.
Kibice przywitali ich przecudownie.
Jak prawdziwych bohaterów. Wiedział, że dali im radość, wiedział też, że mieli
nadzieję, że ta radość potrwa dłużej, ale potrafili docenić zaangażowanie i
walkę. Tłum zgromadzony na lotnisku śpiewał głośno, machając flagami. Błękit aż
raził. Tym dziwniejsze, że dostrzegł gdzieś pośrodku te niebieskie oczy. Jedyne
takie na całym świecie.
Nie wiedziała, co ją podkusiło. To
był impuls. Durny impuls, który sprawił, że na pytanie koleżanki z pracy Pojedziesz
ze mną na lotnisko przywitać piłkarzy? odpowiedziała Oczywiście. I
specjalnie z tego względu wróciła na dwa dni z domu rodzinnego w Salto do
Montevideo. A miała przecież spędzić w tej swojej wiosce całe wakacje. Pomagać
w przygotowaniach do ślubu Natalii i zwyczajnie odpoczywać po roku szkolnym. A
właśnie w tym momencie stała w ogromnej grupie ludzi i obserwowała piłkarzy.
Dziwnym trafem udało jej się znaleźć całkiem blisko barierek. Prawdopodobnie
dzięki wrodzonemu sprytowi swojej koleżanki. Sama na pewno nie pchałaby się tak
do przodu. Nie śpiewała ani nie machała flagą. Czekała. Czekała jak głupia,
choć nie miała na co. Ale chyba po prostu chciała go zobaczyć.
Pojawił się. Szedł normalnym
tempem, choć lekko utykał. Patrzył w stronę tłumu i miała wrażenie, że jest niemal
wzruszony tym, co go otacza. Nagle przystanął. Popatrzył na nią. To było
absolutnie niemożliwe, żeby dostrzegł ją wśród tylu ludzi. A jednak patrzył
prosto na nią. Nie było co do tego żadnych wątpliwości. Przeraziła się. Nie
taki był plan. Było głośno, było niebiesko, błyskały flesze, a jednak miała
wrażenie, że wszystko to wokół gdzieś znikło. Widziała tylko jego. Uśmiechnął
się do niej niepewnie. Odpowiedziała tym samym. Sztywnym, sztucznym grymasem
twarzy, choć czuła, że żołądek przewala się jej na drugą stronę. Co on sobie
musiał pomyśleć. Że go śledzi, że za nim lata, że za nim tęskni, że...
Poszedł dalej. Choć może trochę
zwolnił.
Wzięła głęboki wddech. Spokojnie.
Przecież nie widzieli się od jedenastu lat. To był zwykły przypadek. Miała
zupełne prawo przyjść tu i podziękować reprezentacji.
Nawet jeśli jego wzrok sprawił, że wszystko wróciło.
Nawet jeśli jego wzrok sprawił, że wszystko wróciło.
Kwiecień 2003
Mama zawsze powtarzała, żeby się
uczył, bo piłka to nie wszystko. Na początku nie bardzo jej wierzył, ale od
pewnego czasu był skłonny przyznać jej rację. Ot, choćby ze względu na to, żeby
poznać jakiś język obcy, który przyda mu się, kiedy wyjedzie do Europy. Albo ze
względu na to, żeby ogarniać matematykę i żeby żaden klub nie oszukał go przy
wypłacaniu pensji.
No, a poza tym Celeste Martinez
dobrze się uczyła, a jakoś tak nie lubił wychodzić w jej obecności na debila.
Tak po prostu. Nie żeby specjalnie ze względu na nią poprawiał swoje oceny,
właściwie to nawet go nie obchodziła. Żadna dziewczyna go nie interesowała,
liczyła się tylko piłka.
Ale miała ładne oczy. Niebieskie.
Tak jak jej imię. Celeste. I dokładnie tak jak przydomek reprezentacji.
Może to jednak nie był przypadek?
Celeste.
Jeden wyraz, a tyle skojarzeń. Aż
mogło zakręcić się w głowie.
Pewnie dlatego nie mógł się przy
niej na niczym skupić. Przez te różne skojarzenia. Tak jak teraz. Siedziała z
koleżankami i obserwowała jak grają. Jak zawsze wieczorami, na ulicy, między
domami. Do wyrobienia sztuczek technicznych taka przestrzeń wystarczała. Ale
nie tym razem. Czuł, że nogi mu się plątają i że nic nie wychodzi mu tak, jak
zazwyczaj. A przecież, do cholery, potrafił grać w piłkę.
Przysiadł na chwilę na murku,
zirytowany do granic. Jeśli będzie się prezentować w ten sposób, żaden
szanujący się klub nigdy nie zaprosi go na testy.
Odgarnął włosy do tyłu i zerknął w
stronę dziewczyn. Ale Celeste już z nimi nie siedziała. Jasne, zobaczyła jaki
jest beznadziejny i uznała, że lepiej iść do domu niż marnować tu czas.
Och, Boże, podobała mu się
niesamowicie.
Pewnie nie miał u niej żadnych szans.
- ¡Hola, Edi!
Niemalże podskoczył. Celeste
usiadła koło niego.
- Jak leci? - zapytała.
- Dobrze - odpowiedział bez
przekonania.
- Chciałam ci tylko powiedzieć, że
wiesz, każdy ma czasem gorszy dzień. Ale to wcale nie znaczy, że zapomniał jak
się kilkoma zagraniami odbiera starszym kolegom chęci do kopania piłki.
Spojrzał na nią zdziwiony, aż w
końcu uśmiechnął się lekko.
- Dzięki.
- Nie ma za co. Lubię twoją
technikę.
- Hmm... dzięki. Nie wiedziałem, że
tak mi... się przyglądasz - wydusił.
Celeste zarumieniła się.
- No wiesz, jak już będziesz wielką
gwiazdą futbolu, będę się mogła chwalić, że chodziłam z tobą do klasy. I że
poznałam się na twoim talencie jako pierwsza.
Albo mu się zdawało, albo ona
naprawdę... Naprawdę go podrywała. Jej głos brzmiał jakoś inaczej niż na co
dzień w szkole. Tak... zalotnie?
Na pewno mu się zdawało. Była po
prostu miła. Tylko dlaczego?
Raz kozie śmierć.
- Może... hmm... przejdziemy się?
No to błysnął odwagą.
- Czemu nie. Wiesz, znam takie
jedno miejsce... Spodoba ci się.
Poszli niespiesznie drogą poza
miasteczko, tam gdzie prowadziła Celeste. Rozmawiali. Pierwszy raz rozmawiali
tak długo. O różnych pierdołach, zupełnie nieważnych i niepoważnych. Ale takich
przyjemnych. Rozluźniających i w jakiś sposób zbliżających. Pozwalających
myślom odpłynąć i zupełnie się zrelaksować. No, niezupełnie. Bo motylki w
brzuchu nie znikały. Ale to mu absolutnie nie przeszkadzało.
Po jakichś piętnastu minutach
dotarli do starego opuszczonego domu, ukrytego w zupełnej głuszy. Edi
przystanął zdziwiony.
- Jak ty znalazłaś to miejsce?
- Lubię spacerować. Czasem może
trochę za daleko - uśmiechnęła się.
- Nie wiedziałem.
- Skąd miałeś wiedzieć? Przecież
nie rozmawiamy... za dużo.
- A wręcz za mało.
- Za mało - zgodziła się.
- Zawsze możemy to zmienić.
- Chyba właśnie zaczęliśmy. Wiesz,
ja... Może usiądziemy?
Usiedli. Ławka przed domem po
ostrożnych próbach okazała się jednak dosyć wytrzymała i nie złamała się pod
ich ciężarem.
- Les, dzięki za poprawę humoru.
- Nie ma za co. Po prostu... po
prostu cię lubię, nie chciałam, żebyś się martwił bez powodu.
- Jesteś... wspaniała - powiedział,
czerwieniąc się po czubki uszu. - I mądra. I... i bardzo ładna. - Nie patrzył
na nią, po prostu wyrzucał z siebie to, co siedziało w nim już od dłuższego
czasu. Potem niech się dzieje, co chce.
- Tak? - zapytała, a jej głos
brzmiał jakoś wibrująco. Jeszcze inaczej niż na ulicy tę godzinę wcześniej.
Spojrzał na nią wreszcie.
Uśmiechała się lekko, przygryzając dolną wargę.
- Mówiłam ci, że cię lubię? Wydaje
mi się, że lubię cię trochę za bardzo.
Chyba się przesłyszał.
A może jednak nie.
Motyle w brzuchu jakby dostały
kociokwiku.
Czy powinien ją teraz pocałować?
Trochę niezdarnie, trochę
niepewnie, pewnie trochę śmiesznie, ale ich usta się złączyły. Pierwszy
pocałunek. Dużo lepszy, niż sobie wyobrażał. Skóra Celeste była taka delikatna,
a jej usta takie miękkie, jakby to był sen. Ale to była rzeczywistość. Wręcz
upajająca i odbierająca dech.
- O cholera - wymknęło mu się.
- Nie klnij - upomniała go.
- Przepraszam. Po prostu... no
wiesz.
- Mhm. Wiem - powiedziała zupełnie
poważnie. - Ale nie spodziewałam się, że ty też... no wiesz.
Uśmiechnął się z satysfakcją.
Najwyraźniej Celeste też czasem odbierało mowę. Dzięki niemu. Wziął ją za rękę.
Tak na próbę. Miała taką uroczo małą dłoń. A może tylko w porównaniu z jego.
Poczuł się nagle niesamowicie dojrzały i męski.
Zrobi wszystko, żeby mogła być z niego dumna.
__________
Oddaję w Wasze ręce pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że zostawicie jakiś komentarz. Choćby jedno zdanie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.
Oddaję w Wasze ręce pierwszy rozdział. Mam nadzieję, że zostawicie jakiś komentarz. Choćby jedno zdanie. To naprawdę wiele dla mnie znaczy.